Niewyczerpany i różnorodny jest arsenał łódzkiego słownika, złożonego z miejskiego żargonu oraz bogactwa gwary ludowej. Na określenie nosa znalazłem kilka określeń: „kluka”, „klupa”, „klupos” czy „klupoch”, w znaczeniu nieco złośliwym lub humorystycznym. Przy określeniu urody pojawia się np. sformułowanie „kabziaty podbródek”, czyli obwisły i tłustawy. Obraźliwie brzmiało pewnie określenie „japa” na usta lub porównanie „buzia jak kalfas”, bo to jest murarski pojemnik do wyrabiania zaprawy. Na osobę, która miała zeza, mówiono kikrowaty, na osobą otyłą – kałmuk, a o osobie bardzo chudej, że „palce po żebrach jak po pralce chodziły” albo że „chudziutki jak śmierć”. Jeśli ktoś poruszał się niezgrabnie, budził skojarzenia z kaczką chodząca po lodzie, ktoś zaniedbany chodził jak łachudra, a o niektórych pannach mówiono nieraz, że wyglądają jak zmokłe gęsi albo kury.
Gwara nie zawsze jest grzeczna. Te sformułowania mogą obrazić
Gwara, choć często brzmi ładnie, może być też używana w celach niezbyt pięknych. Kiedy przychodzi do określenia czyjejś fizjonomii, lokalne słowniki podsuwają niekoniecznie przyjemne dla określanego nimi człowieka nazwy.