Łodzianie lubili sobie słodzić. Jak dawniej mówiliśmy na słodkości?

Kiedyś był luksusem, dziś... okresami znowu nim jest. Cukier ma wiele oblicz i zastosowań, a kojarzących się ze słodkim smakiem określeń wymyślono naprawdę wiele.

Cukier
Słodkości miały w łódzkiej gwarze wiele określeń, fot. Envato Elements

Cukier powinien się chyba doczekać w naszym kraju jakiejś monografii, bo ma zarówno ekonomiczny, jak i polityczny posmak. A zwykle gdy go zaczyna brakować w sklepach, to znaczy, że coś się dzieje (tak jak ostatnio) albo że nadciąga bieda. W dawnej robotniczej Łodzi cukier był swego rodzaju luksusem, zwłaszcza ten biały, rafinowany, w kryształkach, dlatego w powszechnym użyciu była również np. faryna, czyli mączka cukrowa nierafinowana. Zastępczo używano również melasy buraczanej lub trzcinowej, a kto miał kontakty na wsi, stosował miód lub owocowe przetwory. 

W łódzkim słowniku funkcjonowało jeszcze jedno słowo, związane ze słodkim smakiem, a mianowicie „mojda”, czyli szmatka wypełniona odrobiną cukru, którą dawano niemowlakom do ssania jako smoczek, co je uspokajało i być może przynosiło jakieś słodsze sny...

ZOBACZ TAKŻE