To popularne określenia męskich kapeluszy, w których produkcji Łódź również przodowała. Spółka akcyjna Karola Goepperta przy ul. Podleśnej (ul. Skłodowskiej-Curie) wytwarzała kapelusze filcowe, pluszowe, meloniki oraz cylindry, a drugi spory zakład Hermana Schlee przy ul. Targowej 2 w szczytowym okresie wysyłał na rynki europejskie setki tysięcy kapeluszy rocznie.
Dęciakiem nazywano po prostu melonik, a w wersji mniej klasycznej określano go jako tzw. półjajo. W popularnej gwarze muzycznej „dęciakami” określano też orkiestrantów grających na instrumentach dętych. Gdy moda na tego typu kapelusze stopniowo przemijała, zakres tego terminu został nieco rozszerzony i słowo „dęciak” oznaczało także gościa, który w kapeluszu czy bez pysznił się, zadzierał nosa, nadymał się, a przy okazji był niezbyt bystry.
Natomiast jest ciekawe wyrażenie w łódzkim słowniku stosowane w odniesieniu do kobiet zarozumiałych, mających o sobie wysokie mniemanie, aczkolwiek nie zawsze uzasadnione. W Łodzi mówiono na takie panie, że to jakieś „dmuchalskie”, czyli nadęte, z których robiono sobie pewnie w plotkarskich gremiach już nie „półjajo”, ale jaja w ogóle…