Łodzianizmy. Dęciak, czyli półjajo – jaka część garderoby kryje się za tymi określeniami?

Co ma jajo do mody męskiej? Okazuje się, że całkiem sporo, ale... tylko jeśli jest go połowa!

fot. Envato elements
Dęciakiem nazywano po prostu melonik.

To popularne określenia męskich kapeluszy, w których produkcji Łódź również przodowała. Spółka akcyjna Karola Goepperta przy ul. Podleśnej (ul. Skłodowskiej-Curie) wytwarzała kapelusze filcowe, pluszowe, meloniki oraz cylindry, a drugi spory zakład Hermana Schlee przy ul. Targowej 2 w szczytowym okresie wysyłał na rynki europejskie setki tysięcy kapeluszy rocznie.

Dęciakiem nazywano po prostu melonik, a w wersji mniej klasycznej określano go jako tzw. półjajo. W popularnej gwarze muzycznej „dęciakami” określano też orkiestrantów grających na instrumentach dętych. Gdy moda na tego typu kapelusze stopniowo przemijała, zakres tego terminu został nieco rozszerzony i słowo „dęciak” oznaczało także gościa, który w kapeluszu czy bez pysznił się, zadzierał nosa, nadymał się, a przy okazji był niezbyt bystry. 

Natomiast jest ciekawe wyrażenie w łódzkim słowniku stosowane w odniesieniu do kobiet zarozumiałych, mających o sobie wysokie mniemanie, aczkolwiek nie zawsze uzasadnione. W Łodzi mówiono na takie panie, że to jakieś „dmuchalskie”, czyli nadęte, z których robiono sobie pewnie w plotkarskich gremiach  już nie „półjajo”, ale jaja w ogóle…

ZOBACZ TAKŻE