Wiosna już przyszła, więc pora zajrzeć do szafy. We włókienniczej Łodzi moda była na porządku dziennym, a tkanin, galanterii i dodatków pod dostatkiem. Był również specjalny krawiecki język, np. tytułowy „dryt”, oznaczający szerokość materiału, a właściwie – jak w Łodzi mówiono – towaru, którym u nas były przede wszystkim tkaniny. Mówiło się np. „kupiłam pół metra towaru na bluzkę”, a „sukienki były z klosza, szerokie na trzy dryty”.
Ciekawe jest także łódzkie określenie „do figury”, wskazujące nie tylko na dopasowane ubranie, ale używane także w innym kontekście, bo „chodzić do figury” znaczyło także… chodzić bez płaszcza. Nieraz na początku wiosny robiło się już tak ciepło, że można było „chodzić do figury” tak jak choćby teraz…