Za naszą wschodnią granicą od ponad roku trwa wojna. Doniesień w mediach jest dzisiaj mniej, niż kiedy wybuchł konflikt, ale sytuacja nadal jest dramatyczna. Od października trwają zmasowane ataki rakietowe. Rosjanie celują w obiekty cywilne w Ukrainie. W szczególności w elektrownie.
– Nie ma prądu, jest ciemno i zimno. Organizujemy punkty ogrzewania, generatory do szpitali. Ludzie szukają drewna na opał w lasach i wielu z nich pada ofiarą wybuchów min. Ukraina to dzisiaj najbardziej zaminowane państwo na świecie – opowiada Aleksandra K. Wiśniewska, która właśnie wróciła na wojenny front.
Akcja humanitarna INTERSOS
Łodzianka kieruje misją humanitarną INTERSOS, jedną z największych międzynarodowych organizacji humanitarnych obecnych w tej chwili w Ukrainie.
– Zbudowałam od podstaw 250-osobowy zespołów ekspertów, który pomaga cywilom od pierwszych dni wojny. Zarządzam sześcioma bazami, zaopatrzyliśmy ponad 50 szpitali i klinik w rejonach przyfrontowych. Do tej pory udzieliliśmy pomocy ponad 118 tys. osób, od wsparcia psychologicznego, przez finansowe i materialne, po medyczne, ale potrzeby są dużo większe. Szacujemy, że 18 mln osób potrzebuje pomocy humanitarnej w jakiejś formie, dzieci szczególnie potrzebują wsparcia psychologicznego, mamy już całe pokolenie, które nigdy nie było w szkole. Najpierw 2 lata pandemii, teraz od ponad roku wojna – opowiada Wiśniewska.
Życie od wojny do wojny
Na początku wojny z Fundacją Pomocy Dzieciom prowadziła ewakuację 78 domów dziecka do Polski. Część maluchów trafiła także do Łodzi.
– Od dekady żyję od wojny do wojny. Kiedy miałam 21 lat, zostałam wolontariuszką pomagającą rodzinom, kobietom i dzieciom uchodźczym na Morzu Egejskim – opowiada łodzianka.
W ciągu tych 10 lat m.in. pomagała syryjskim dzieciom, współzarządzała obozem w Iraku dla 70 tys. osób przesiedlonych podczas walk z ISIS o odbicie Mosulu, spędziła też 2 lata w Jemenie, gdzie była szefową Polskiej Misji Humanitarnej. Kiedy wybuchła tam epidemia cholery, odmówiła ewakuacji. Rozpoczęła pierwsze w historii PAH działania medyczne i otwierała kliniki.
– Od ponad roku mieszkam właściwie w Ukrainie. Nie spodziewałam się, że wojna uderzy tak blisko mojego domu – mówi Aleksandra K. Wiśniewska.