Anna Beraś skończyła Politechnikę Łódzką. Studiowała na Wydziale Elektrycznym, a jej codzienna praca niewiele miała wspólnego z robieniem ozdób świątecznych czy maskotek.
– Całe życie pracowałam w jednym zakładzie. To były Zakłady Przemysłu Jedwabniczego „Pierwsza”, w dziale głównego energetyka. Ale jak byłam młodsza, to marzyłam o tym, żeby pracować z dziećmi – wspomina pani Anna.
Częściowo to marzenie wróciło do pani Ani i udało się je spełnić, ale dopiero na emeryturze, dzięki ręcznemu szyciu maskotek. A zaczęło się od spotkań z innymi seniorami w jednym z łódzkich klubów seniora na Cieszkowskiego. Pani Ania zapisała się do klubu i regularnie uczestniczyła w wielu spotkaniach czy warsztatach – jedne z nich dotyczyły właśnie szycia.
Pierwsze maskotki
Pierwsze maskotki to były skarpetkowe małpki. Jedna z firm zgłosiła się do Klubu Seniora przy Cieszkowskiego i zaproponowała przekazanie całej partii skarpetek gotowych do przerobienia na szmaciane przytulanki. Chętnych do pracy seniorek nie brakowało.
– To był początek, ale z nami kobietami tak jest, że na jednym pomyśle nie poprzestaniemy. Dlatego zaczęłyśmy kombinować i ja wpadłam na pomysł robienia kotów. Przygotowałam formę, powstał prototyp i tak się zaczęło – wspomina pani Ania.
Jeden skarpetkowy kot powstaje z dwóch skarpet. Po licznych próbach pani Ania przygotowała formę idealną. Maskotkowy kot wygląda, jakby przeciągał się w charakterystyczny koci sposób. Oprócz pary skarpetek do wykonania kota potrzebne jest miękkie wypełnienie maskotki, sznurek albo kordonek do zrobienia pazurków i wąsów, guziki, które zamieniają się w oczy i wstążeczki do ozdobienia kociej szyi. Ale jak mówi pani Ania, najważniejsze w przygotowaniu takiej maskotki jest dużo miłości.
– Ja to wszystko robię z potrzeby serca, z chęci pomocy innym. Cieszy mnie, kiedy widzę jak dzieci, które w szpitalach dostają nasze maskotki, mają z nich wielką radość – przyznaje pani Ania.
Jedna taka maskotka powstaje przez około 3 godziny. Od trzech lat pani Ania własnoręcznie uszyła już około 700 kotów i kocurów różnej maści. Część z nich powędrowała do szpitali, na oddziały dziecięce. Niektóre na aukcje charytatywne, a dochód z ich sprzedaży do Domu Samotnej Matki. Jeszcze inne trafiają do jednej z fundacji, za co pani Ania dostała certyfikat Wrażliwego Człowieka.
– Jak wiem, że to komuś pomaga, to jest to dla mnie największe szczęście. Po co ja mam siedzieć w domu i oglądać telewizję? Tam nic ciekawego nie ma. A tak to sobie włączę radio, słucham muzyki takiej dla mojego wieku i sobie szyję. Moje ręce cały czas coś muszą robić. Sprawia mi to przyjemność – mówi Anna Beraś.
Nie tylko maskotki
Ale spod maszyny i rąk Ani Beraś wychodzą nie tylko maskotki dla dzieci. Pani Ania daje także drugie życie przedmiotom codziennego użytku. Słoiki po kawie zamieniają się w piękne pojemniki, na przykład na suchą żywność. Pudełka po kremie na pojemniki do przechowywania drobiazgów. A z innych rzeczy tworzy ozdoby świąteczne, choinkowe na Święta Bożego Narodzenia czy na wielkanocny stół.