Nosiwodowie w dawnej Łodzi. W okresie świąt byli nieocenieni! [ARCHIWALNE ZDJĘCIA]

Okres Bożego Narodzenia był prawdziwymi „żniwami” dla łódzkich nosiwodów i woziwodów. W tym czasie łodzianie potrzebowali dużo wody, żeby zrobić przedświąteczne porządki i przygotować tradycyjne potrawy.

Woziwoda na łódzkiej ulicy, fot. WBP
9 zdjęć
ZOBACZ
ZDJĘCIA (9)

Zanim powstały miejskie wodociągi, to właśnie nosiwoda czy woziwoda zaopatrywał bogatszych łodzian w czystą wodę. Na podwórkach wielu kamienic nie było studni, a część z nich w śródmieściu wysychało lub zamykano je z powodu skażenia wody. Jedynym ratunkiem był zdrój u sąsiadów, woziwoda lub publiczna studnia. Tych ostatnich w centrum Łodzi nie było zbyt wiele. Kto miał studnię z krystalicznie czystą wodą, zbijał fortunę na jej sprzedaży, ale musiał też pilnować, żeby nie wyschła lub nie stała się łupem złodziei wody.

Zimowe żniwa

Nosiwoda najwięcej zarabiał zimą, podczas siarczystych mrozów, kiedy mieszkańcy śródmieścia całkowicie tracili dostęp do wody. W kamienicach zapewniały ją podwórkowe studnie – wodę najpierw pompowano do zbiorników na strychach budynków, a potem grawitacyjnie rurami spływała do mieszkań. Przy tęgich mrozach woda w zbiornikach zamarzała, zamarzały też rury. Mieszkańcy byli skazani na stanie godzinami w kolejkach do publicznych studni lub korzystali z usług dostawców wody. Ci, oczywiście, przy tak gwałtownie rosnącym popycie na swoje usługi, podnosili ceny.

Zawód nosiwody stopniowo zanikał wraz z rozbudową miejskiej sieci wodociągowej. Jako że woda w łódzkich kranach pojawiła się całkiem niedawno, to nosiwoda czy woziwoda miał popyt na swoje usługi jeszcze bardzo długo po II wojnie światowej. Podłączanie kolejnych budynków do miejskich wodociągów nie oznaczało jednak końca problemów mieszkańców Łodzi z dostępem do wody. Za czasów PRL potrzeby zaopatrzenia w wodę zakładów włókienniczych były traktowane priorytetowo, dlatego to do nich najpierw kierowano wodę z miejskiej sieci. Brak wody w kranie zdarzał się dość często. Rabunkowe korzystanie ze studni głębinowych przez zakłady włókiennicze skończyło się zanikiem wody w podziemnych warstwach. Konieczna była budowa rurociągów, którymi sprowadzano wodę z odległej o 50 km od Łodzi rzeki Pilicy. Obecnie nie ma problemów z zaopatrzaniem. Z kranów płynie woda pochodzącą z 47 studni głębinowych. W niewielkim stopniu miasto korzysta także z ujęcia w Tomaszowie Mazowieckim.

Z wodą wiązały się też inne, zapomniane, łódzkie zawody. Byli handlarze wrzątkiem, uliczni sprzedawcy wody gazowanej czy herbaty, a także „fachowcy” dostarczający lód. W czasach, gdy nie było jeszcze lodówek, żywność trzymano w specjalnych szafkach z lodem, a piwo w browarach w piwnicach-lodowniach. Tafle lodu pozyskiwano z zamarzniętych stawów w okolicach Łodzi, które zimą zwożono do miasta.

ZOBACZ TAKŻE