Plaga pożarów fabryk w dawnej Łodzi. Zostały po nich stawy, wieże kurzowe i wodne [ZDJĘCIA]

W dawnej Łodzi pożary fabryk były niemal na porządku dziennym, bo zarówno surowiec, jak i sposób wytwarzania tkanin stwarzały poważne zagrożenia pożarowe. Jak chroniono fabryki przed pożarami? Wiele śladów po stosowanych niegdyś rozwiązaniach przeciwpożarowych możemy znaleźć w Łodzi do dziś.

Pożar zakładów Scheiblera
Pożar zakładów Scheiblera, źródło: NAC
15 zdjęć
Pożar zakładów Scheiblera
Wieże kurzowa i wodna dawnych zakładów Biedermana
Reklama tryskaczy przeciwpożarowych
Zabytkowy fabryczny dzwonek alarmowy
Staw w miejscu zbiornika pożarowego dawnych zakładów Scheiblera
ZOBACZ
ZDJĘCIA (15)

Pożarom fabryk starano się zaradzić: magazyny z łatwopalną wełną i bawełną budowano z dala od kotłowni czy hal produkcyjnych, a w dużych zakładach utrzymywano oddziały straży pożarnej.

Remizy i zbiorniki przeciwpożarowe

Przy ul. Tymienieckiego 30 zobaczymy remizę z wieżą obserwacyjną dawnych zakładów Scheiblera-Grohmana. Remizę zakładowej straży odnajdziemy też na terenie dawnych Zakładów Poznańskiego (Manufaktura). Przy fabrykach znajdowały się też stawy lub zbiorniki przeciwpożarowe, a zgromadzony w nich zapas wody służył strażakom w akcjach gaśniczych. Do dziś możemy taki rezerwuar wody zobaczyć na terenie Łódzkiej Specjalnej Strefy Ekonomicznej (dawne zakłady Grohmana) czy przy loftach na Tymienieckiego (dawne zakłady Scheiblera). Przy ulicy Północnej, na wysokości dawnego Browaru Anstadta, zachował się także niewielki przeciwpożarowy zbiornik. Szkoda, że te zbiorniki zniknęły z miejskiego krajobrazu - doskonale nadawałyby się do retencji deszczówki. 

Wieże kurzowe

Kurz bawełniany czy wełniany, który unosił się w fabrycznych halach, powodował największe niebezpieczeństwo pożarowe. Wystarczyła iskra, żeby cała hala z maszynami stawała w płomieniach. Rozprzestrzenianiu ognia sprzyjały łatwopalne substancje, którymi smarowano elementy mechaniczne maszyn oraz drewniane elementy konstrukcyjne. Do usuwaniu kurzu z hal służyły grawitacyjne i mechaniczne systemy wentylacyjne - tu najprostszym rozwiązaniem były wieże kurzowe. Działały w taki sam sposób, jak wentylacja grawitacyjna w naszych domach. Wytworzony w hali przeciąg powodował, że gorące powietrze z kurzem unosiło się do góry i uchodziło na zewnątrz budynku przez komin wieży. Wieżę kurzową zobaczymy przy ul. Sterlinga 26 na budynku dawnych zakładów Jakuba Kestenberga. Wieża kurzowa zachowała się też przy ul. Północnej, na terenie dawnych zakładów Biedermana. Obok niej stoi podobna do średniowiecznej warownej baszty – wieża wodna.

Wieże wodne

Wieże wodne stanowiły w fabrykach ważny element systemów przeciwpożarowych. Na najwyższej kondygnacji montowano metalowe zbiorniki. Napełniano je wodą tłoczoną pompami ze studni głębinowych lub stawów. Pod sufitami hal fabrycznych montowano metalowe rurki zasilane wodą z wieży. W rurkach wiercono otwory, które następnie zaklejano woskiem. W momencie wybuchu pożaru wosk topił się od wysokiej temperatury, a woda tryskająca z otworków zalewała halę. Z czasem wosk zastąpiono metalowymi tryskaczami, zakończonymi okrągłymi elementami w formie talerzyków. Spływająca na nie woda rozpryskiwała się wokół tryskaczy.

Dzwony i gongi

Do alarmowania pracowników fabryk o pożarach służyły metalowe dzwony i gongi. Alarm ogłaszano też przy użyciu fabrycznych syren. Instalację systemów przeciwpożarowych doceniały firmy ubezpieczeniowe. Fabrykanci wówczas mogli liczyć na znaczne ulgi w składkach. Władze rosyjskie wprowadziły nakaz ubezpieczenia od pożarów wszystkich budynków fabrycznych.

ZOBACZ TAKŻE