– Moje odczucia nie są jednoznaczne. Po ukończeniu ostatniego etapu była radość i ogromna ulga, ale nie było tirumfu. Pojawiło się natomiast pytanie, czy to naprawdę koniec? Ten rajd szybko minął i na końcu pojawił się niedosyt, że to już wszystko – powiedziała Zając podczas konferencji prasowej zorganizowanej w łódzkiej siedzibie tytularnego sponsora ekipy Proxcars TME Rally Team, która w tegorocznym Rajdzie Dakar zajęła 45. miejsce w kategorii Ultimate i pierwsze w klasie T 1.1.
Podczas drugiego podejścia do Dakaru łodzianka mogła liczyć na wsparcie ekipy, w skład której wchodzili m.in. pilot Jacek Czachor, który w tej imprezie uczestniczył już szesnasty raz. – Każdy Dakar jest inny. Po pierwszym swoim ukończonym rajdzie uroniłem przysłowiową łezkę. Prawda jest jednak też taka, że jak się dojeżdża do mety, to ja cieszę się z tego wewnętrznie. To wszystko dopiero dociera do ciebie już tu na miejscu, jak wróci się do Polski. Wtedy jest czas na analizę i przemyślenia. Teraz już mogę powiedzieć, że dla mnie był to jeden z najtrudniejszych Rajdów Dakar. O godzinie 17 robiło się już ciemno, a jazda w nocy nie jest ani łatwa, ani przyjemna. Jeszcze nie widziałem na rajdach, w których brałem udział trasy, gdzie były takie skaliste, twarde szlaki, które praktycznie były niewidoczne. To mnie bardzo dużo nerwów kosztowało, by bezpiecznie z takich terenów wyjechać. Trzeba pamiętać, że mieliśmy zupełnie inne warunki do jazdy niż czołówka, która nie musiała się zmagać z całkowicie rozsypaną trasą – podsumował Czachor.
Sukces w postaci ukończenia rajdu nie byłby możliwy, gdyby kierowca i pilot nie mogli liczyć na wsparcie ekipy serwisowej, kierowanej przez Adama Szelerskiego. – Mieliśmy w tym roku ograniczony czas działania. Codziennie przenosiliśmy nasz camp, więc nie było szans, by dłużej popracować przy samochodzie. Prawie nie spaliśmy, by przygotować auto do kolejnego odcinka. Wyciągnęliśmy jednak wnioski z poprzedniego udziału i wszystko było gotowe na czas – powiedział Szelerski.
Rajd Dakar. Dwa tygodnie rywalizacji
Dzięki jego ekipie Magda podczas dwutygodniowej rywalizacji na trasie Dakaru mogła przejechać 8 000 km. Na pokonanie tego dystansu zużyto m.in. 3 500 l paliwa oraz 30 opon. – Na każdym odcinku były etapy, podczas których mówiłam, że tego się nie da przejechać. Ostre kamienie, koleiny piachu, gdzie jechałam 30 km/ h i mówiłam, że w tym tempie nie da się tego przejechać i oczywiście mój ulubiony kurz, który zasłaniał całkowicie widoczność. Po powrocie do bazy okazywało się jednak, że każdy z tych odcinków był w sumie łatwy, bo go przejechaliśmy - zakończyła kierowca Proxcars TME Rally Team.
Zmagania Magdy i jej załogi z zapartym tchem śledzili m.in. pracownicy łódzkiej firmy TME, bez której wyprawa do Arabii Saudyjskiej byłaby niemożłiwa. - Emocje były zupełnie inne, niż podczas ubiegłorocznej edycji. Tych problemów w tym roku było dużo mniej. My się cieszymy, że cały zespół zrobił świetną robotę. Wszyscy gratulujemy Magdzie i całemu Proxcars TME Rally Team z #teamTME za to, co zrobili na Rajdzie Dakar. Pamiętajmy, że dużo zespołów nie dojechało do mety a naszemu zepołowi wyszło to całkiem nieźle. Jako grupa TME możemy być dumni, że nasze działania marketingowe globalne, które służą promocji TME – powiedział członek zarządu TME Andrzej Kuczyński.