Specjalistka od kołder. Marianna Barankiewicz szyje je prawie pół wieku

Zaczęła szyć kołdry już w 1976 r. Marianna Barankiewicz od kilkudziesięciu lat wykonuje renowacje wyrobów pościelowych. Choć jej praca na pierwszy rzut oka może wydawać się bardzo prosta, w rzeczywistości wcale taka nie jest.

fot. Paweł Łacheta
Marianna Barankiewicz szyje kołdry niemal od pół wieku!
8 zdjęć
fot. Paweł Łacheta
fot. Paweł Łacheta
fot. Paweł Łacheta
fot. Paweł Łacheta
fot. Paweł Łacheta
ZOBACZ
ZDJĘCIA (8)

Marianna Barankiewicz w czasach młodości uczyła się wieczorowo. W 1976 r. zaczęła sobie dorabiać. Poszła wtedy do pracy do zakładu, który mieścił się przy ul. Piotrkowskiej 9. – Uczyłam się tam szycia kołder, poduszek i pościeli. To była powojenna firma, która stawiała przede wszystkim na jakość – mówi Marianna.

Po zakończeniu nauki kobieta postanowiła jednak skupić się na innym fachu. Zaczęła pracę w księgowości Wojskowej Centrali Handlowej, ale w pewnym momencie musiała się przebranżowić. – Zaczęły się zwolnienia, a Centrala w końcu przestała istnieć. W 1989 r. przyszłam tutaj, żeby robić to, co umiem, czyli kołdry. Nie przypuszczałam, że kiedyś wrócę do tej pracy – dodaje.

Szycie na własną rękę

W swojej pracowni przy ul. Zielonej 20 szyje pościel, kołdry, poduszki, pierzyny, jaśki oraz wałeczki pod głowę. Mają one różne rozmiary. – Lata temu kupiłam też maszynę do czyszczenia i odświeżania piór. Wrzuca się do niej same pióra bez materiału. Są one dezynfekowane wysoką temperaturą. Odbywa się to mechanicznie, bez użycia wody – tłumaczy.

Na maszynie szyje kołdry puchowe i pierzowe, zaś te z anilany bądź wełny owczej wykonuje ręcznie. Wykorzystuje przy tym specjalną ramę, na której napina się materiał. Wszystko trzeba odpowiednio wymierzyć i wykroić. To bardzo czasochłonne zajęcie, które wymaga dużej sprawności manualnej.

Marianna wiele godzin poświęca również na rozmowę z klientami. Niektórzy do niej przychodzą i nie za bardzo wiedzą, czego chcą. Wtedy należy im wszystko dokładnie wytłumaczyć, doradzić i rozwiać wszelkie wątpliwości.

W pracy Marianna używa piór gęsich i kaczych oraz gęsiego puchu. – Na poduszkę najczęściej wystarcza od 1 do 1,6 kg pierza i puchu. Konkretna ilość zależy od preferencji oraz potrzeby danej osoby. Jedni wolą spać nisko, inni wysoko – mówi łodzianka.

Najwięcej klientów przychodzi do niej w sezonie jesiennym i na początku zimy. Przed świętami Bożego Narodzenia widać duży wzrost zainteresowania przerabianiem kołder i różnymi poprawkami. Styczeń i luty są miesiącami, w których jest najmniej pracy. 

Naturalna kołdra wytrzyma ćwierć wieku

Marianna preferuje naturalne materiały, w szczególności bawełnę i len. Nie przepada za wyrobami sztucznymi. – Bum sztuczności przyszedł do Polski 15–20 lat temu. Od tego czasu ludzie zaczęli masowo wykupywać takie produkty. Nie ma się co dziwić, bo te rzeczy są o wiele tańsze od naturalnych, ale to wcale nie oznacza, że są lepsze. Sztuczne materiały nie przepuszczają powietrza i nie wchłaniają wilgoci. Na szczęście ludzie zaczynają znowu interesować się wyrobami naturalnymi – podkreśla.

Kołdra wykonana z naturalnych materiałów może wytrzymać nawet do 25 lat. Im częściej się ją wietrzy, tym dłużej jest świeża i dobrze funkcjonuje. Tuż po wstaniu z łóżka nie wolno jej od razu chować, bo musi ostygnąć po całej nocy. – W dobrze użytkowanych kołdrach czasem wystarczą drobne poprawki, dołożenie pierza, puchu, zmiana materiału i można przez długi czas spać pod nimi luksusowo – mówi Marianna.

Zawód wymierający

Choć woli materiały naturalne, przyjmuje do renowacji także te sztuczne. Od zawsze pracuje sama i nigdy nie miała nikogo do pomocy. Wie, że jej zawód powoli wymiera. Dziś bardzo trudno znaleźć osoby, które zajmują się tym samym, co ona. – Lubię swoją pracę, daje mi ona dużo satysfakcji, ale jednocześnie wiem, że nie będę jej wykonywać do końca życia. Na razie jeszcze zdrowie mi dopisuje, lecz przyjdzie kiedyś taki moment, że wreszcie zamknę swoją działalność – dodaje Marianna Barankiewicz.

ZOBACZ TAKŻE