Widzew do Zielonej Góry pojechał po blamażu przed własną publicznością z Górnikiem Zabrze. Na pomeczowej konferencji padło wiele trudnych słów, o słabym zaangażowaniu zawodników i zatraceniu tożsamości. Daniel Myśliwiec zapowiedział, że na mecz Pucharu Polski z trzecioligową Lechią Zielona Góra wystawi najlepszy możliwy skład. Kilka niespodzianek w wyjściowej jedenastce jednak było.
Początek meczu należał do Widzewa. Ekstraklasowicz był pewniejszy, ale piłkarze Lechii nie odkładali nogi i grali bardzo zdecydowanie. Mimo optycznej przewagi RTS nie potrafił stworzyć okazji bramkowej. Taka trafiła się gospodarzom. W 28. minucie sędzia rozpoczął konsultacje z wozem VAR, finalnie sam podbiegł do monitora i dopatrzył się faulu Kreshnika Harizjego. Piłkę na 11. metrze ustawił Mateusz Lisowski i pewnym strzałem zdobył bramkę. Zespół z Łodzi nie potrafił odpowiedzieć, wręcz przeciwnie. Chwilę później mogło być 2:0 dla zielonogórzan i tylko szczęście pozwoliło utrzymać kontakt i na przerwę RTS schodził z jednobramkową startą.
Przebudzenie Hamulicia
Po przerwie trener Myśliwiec wprowadził trzy zmiany. Na boisku pojawili się Jakub Łukowski, Fran Alvarez i Samuel Kozlovsky. Od razu było widać zmianę w grze. Z jednej strony przyjezdni zdobywali coraz więcej pola, z drugiej piłkarzom Lechii zaczęło brakować sił. W 66. minucie padła bramka wyrównująca. Łukowski dośrodkował z lewej strony, a najlepiej w polu karnym odnalazł się Said Hamulić, który skierował piłę do siatki. Trzy minuty później bośniacki napastnik zaliczył asystę. Dograł płasko do Kamila Cybulskiego, a pomocnik bez problemu wbił piłkę do pustej bramki. Wydawało się, że to ostatecznie podcięło skrzydła trzecioligowej ekipie. Nic bardziej mylnego. W 85. minucie gospodarze mieli rzut rożny, ustawiony na krótkim słupku Przemysław Mycan wygrał powietrzny pojedynek z Mateuszem Żyro i wyrównał stan gry. To oznaczało jedno - przynajmniej 30 minut dodatkowej gry.
Dreszczowiec w końcówce
Pierwsza część dogrywki przebiegała raczej w sennej atmosferze. Żaden z klubów nie zyskał na tyle dużej przewagi, żeby wyjść na prowadzenie. Widzew zdecydowanie nie chciał oddawać sprawy w ręce losu i rzutów karnych. Tym, który wziął sprawę w swoje nogi, był Jakub Sypek. Po indywidualnej akcji strzelił na 3:2. Widzew już był w ogródku i witał się z gąską, ale Lechia miała inne plany. Piłkę ręką w polu karnym zagrał Kozlovsky i sędzia bez wahania wskazał na 11. metr. Dodatkowo obrońca został wyrzucony z boiska. Do piłki podszedł tak jak za pierwszym razem Lisowski i znów trafił. To oznaczało jedno – rzuty karne. W tych więcej zimnej krwi zachowali przyjezdni. Jan Krzywański obronił strzał Mycana i to było decydujące.
Lechia Zielona Góra 3:3 Widzew Łódź (4:5 K)