Widzew Łódź przegrał z Górnikiem Zabrze. Piłkarskie święto bez happy-endu

Bartłomiej Pawłowski strzelił pierwszą, a Andrejs Ciganiks ostatnią bramkę w emocjonującym spotkaniu, ale łodzianie nie zdołali wywalczyć punktów. Górnik Zabrze bowiem trzykrotnie pokonał Henricha Ravasa za sprawą Daniego Pacheco, Borisa Sekulicia i Daisuke Yokoty.

Piłkarze Widzewa i Górnika podczas meczu
Widzew Łódź przegrał u siebie z Górnikiem Zabrze, fot. Radosław Jóźwiak
15 zdjęć
Piłkarze Widzewa i Górnika podczas meczu
Piłkarze Widzewa i Górnika podczas meczu
Piłkarze Widzewa i Górnika podczas meczu
Piłkarze Widzewa i Górnika podczas meczu
Piłkarze Widzewa i Górnika podczas meczu
ZOBACZ
ZDJĘCIA (15)

Po pierwszym gwizdku sędziego widać było w poczynaniach gospodarzy mniejszą nerwowość niż w poprzednich kolejkach. Wszystko za sprawą utrzymania w Ekstraklasie, zapewnionego po zwycięstwie w Legnicy z Miedzią. Prestiżowy mecz z Górnikiem Zabrze był starciem wielkich firm, które walczą w końcówce sezonu o jak najwyższe miejsce w tabeli i związaną z tym gratyfikację finansową, ale mogły zagrać bez pętającej nogi presji związanej z walką o ligowy bit. Obie śmiało atakowały, a koniec końców zapewniły postronnym widzom dobre, ekstraklasowe widowisko.

Dobry początek Widzewa

Bardzo szybko kartkami upomniani zostali Marek Hanousek i Serafin Szota, ale mimo to początek spotkania należał do zespołu Janusza Niedźwiedzia. Dobrze w polu karnym odnalazł się Mato Milos, ale oddał lekki strzał głową. Goście odpowiedzieli za sprawą Pawła Olkowskiego, lecz dobrze interweniował Ravas.

W 20. minucie szczelnie wypełniony stadion przy Piłsudskiego eksplodował radością po bramce Bartłomieja Pawłowskiego. Świetnie dośrodkował Patryk Stępiński, a najlepszy strzelec Widzewa zawisł na chwilę w powietrzu i doskonale uderzył głową, nie dając szans interweniującemu Danielowi Bielicy. Warto odnotować, że RTS strzelił bramkę przed przerwą po raz pierwszy od siedemnastu spotkań.

Błyskawiczne ciosy Górnika

Chwilę później niezwykle aktywny w tym meczu Daisuke Yokota wpadł w pole karne, ale nie zdołał pokonać Ravasa – podobnie jak Damian Rasak, który oddał płaski strzał. Był to jednak sygnał ostrzegawczy dla gospodarzy. Im bliżej końca pierwszej połowy, tym odważniejsze były ataki gości. Strata Ernesta Terpiłowskiego miała opłakane skutki – na bramkę łodzian popędził bowiem Dani Pacheco i uderzeniem zza pola karnego wyrównał stan meczu. Podwyższył go trzy minuty później Boris Sekulić. Znów w polu karnym szalał Yokota. Japończyk został zablokowany, ale serbski obrońca już nie. Sekulić strzelił bardzo podobną bramkę do tej, której autorem jesienią na Piłsudskiego był Mattias Johansson z Legii.

Dobry występ bramką w 72. minucie ukoronował Yokota, któremu nie zdołał przeszkodzić Martin Kreuzriegler. Japończyk sprytnie uderzył w krótki róg bramki Ravasa. W ostatnim kwadransie znów lepsi byli widzewiacy. Wystarczyło to jednak tylko na kontaktowego gola, którego autorem – po dobrej akcji indywidualnej i wycofaniu piłki Pawłowskiego – był Andrejs Ciganiks.

Niechlubny rekord Widzewa

W samej końcówce wyrównać mógł Kristoffer Normann Hansen. Norweg wykonał udaną „ruletę” w polu karnym, zwodząc obrońcę gości, ale oddał zbyt lekki strzał na bramkę Bielicy. Świętować mogli piłkarze Górnika, którzy wygrali piąty mecz z rzędu. Widzewiacy natomiast pobili niechlubny rekord klubowy, przegrywając piąte kolejne spotkanie przed własną publicznością. Szkoda tym bardziej, że fanatycznie dopingujący kibice stworzyli na trybunach „Serca Łodzi” świetną atmosferę. Oni zasłużyli na komplet punktów.

Widzew Łódź - Górnik Zabrze 2:3

ZOBACZ TAKŻE