Gdybym był bogaty
Gdyby spróbować wskazać najbardziej entuzjastyczny dzień każdego miesiąca, pewnie okazałoby się, że to ten, w którym na konto wpływa wypłata. Można na chwilę usiąść, pomarzyć – nowa konsola do gry, urlop, a może to właśnie ten moment, by zacząć odżywiać się lepiej? Kreatywność na ogół nie zna granic, granice ma jednak domowy budżet. Jak często z wielu różnych pomysłów musimy wybrać jeden czy dwa, na które wystarczy nam środków? Decydujemy się na te najpilniejsze, a pozostałe muszą czekać. Ta budżetowa logika dotyczy nie tylko naszych domowych gospodarstw – na tej samej zasadzie opiera się budżet obywatelski. W końcu miasto to taki dom. Tylko większy i pełen współlokatorów.
Budżet – tylko nie wydaj na głupoty
Pierwszy (oficjalny) budżet obywatelski został wprowadzony w 1990 r. w Porto Alegre – ponad milionowym mieście w Brazylii. Jego celem było wskazanie najpilniejszych inwestycji – milion lokatorów to niemal tyle samo potrzeb. Jak podjąć decyzję, która zadowoli większość? Wspólne omówienie możliwości, zrzutka (czym innym są podatki, jeżeli nie formą zrzutki na wspólne wydatki) i sprawdzenie, na co nas stać, co zrealizujemy innym razem – takie podejście wydawało się sensowne. Dzisiaj już nie tylko się “wydaje” – 33 lata później budżety obywatelskie pozwalają lepiej zarządzać miastami na całym świecie. Mechanizmy są różne, kwoty także, ale idea pozostaje niezmienna.
Demokracja, czyli kto bogatemu broni
W Polsce budżety obywatelskie funkcjonują od 2011 r. Pierwsze, wprowadzone w Sopocie i w Łodzi, miały odrobinę inny cel niż ten w Porto Alegre – oczywiście współdecydowanie było priorytetem, jednak budżet miał przede wszystkim uczyć nas wspomnianej demokracji. Nie tylko głosowania, wskazywania kierunków i działań, ale chodziło o społeczną wrażliwość – umiejętność podejmowania takich decyzji, by będąc w większości, zadbać też o tych, którzy pozostają w cieniu.