Galante i aleganckie hulanki. Łódzkie słowa, które warto znać w karnawale [ŁODZIANIZMY]

Karnawał to czas zabawy, a jak tańczyć, to – jak mówiono po łódzku – hulać, a nie tylko gibać się (kiwać) w rytm muzyki. Ponadto na hulankę trzeba się było wystroić, a w Łodzi okazji ku temu nie brakowało, bo niemal całe miasto pracowało na rzecz odzieżowej branży.

Karnawał to czas zabawy, a jak tańczyć, to – jak mówiono po łódzku – hulać, a nie tylko gibać się (kiwać) w rytm muzyki, fot. ŁÓDŹ.PL

W przypadku pań trzeba było najpierw nabyć „kupon materiału” i udać się do „krawcowej damskiej”. Sukienki były skrojone wg wybranego fasonu, np. modna swego czasu princeska na ramiączkach z krepdeszyny (tkanina jedwabna), a do tego kaszmirówka  (chustka z kaszmiru) i narzucone kocikowe palto (pluszowe). Na parkiet najlepsze były „fokstroty” – buciki damskie na małym obcasie ze spiczastymi noskami. Panowie i młodzieńcy zakładali zwykle anzug, czyli garnitur, pod szyję krawatkę albo halsztuk (rodzaj chusty, fular), lakierki i w tany. I jeśli tylko grandy jakiejś nie było, to zabawa wypadła „galancie i alegancko”. Stare łódzkie powiedzenie o szerszym nieco znaczeniu głosiło: „Graj, jak chcesz, a ja tańczę, jak miarkuję…”.

ДИВІТЬСЯ ТАКОЖ