Już od pierwszych minut meczu czuć było w powietrzu katastrofę. Zaczęło się od kiksu w wykonaniu Mammadova, który stracił piłkę przed własnym polem karnym i gdyby nie czujny Bobek, ŁKS oddałby pierwszego gola gospodarzom w prezencie. Później nie było lepiej. Zagłębie wyszło na prowadzenie już w 7. min. Wycofany ŁKS odsłonił się za bardzo i pozwolił na niezłe zagranie Chodynie. Piłkę dopadł Kurminowski, który wślizgiem skierował ją do bramki. Strata gola zadziałała na łodzian trzeźwiąco, ale brakowało im argumentów. Im bliżej końca pierwszej połowy, tym bardziej dawali się zepchnąć do defensywy.
Nie lepiej było po przerwie. Gorąco przed bramką przyjezdnych zrobiło się już w 46. min. Na szczęście strzał Wdowiaka wybił Tutyskinas. Jednak co się odwlecze, to nie uciecze. Raptem 12 minut później gospodarze podwyższyli prowadzenie. Zagłębie atakowało z marnym skutkiem, ale piłka przypadkowo trafiła pod nogi Grzybka, który nawet się nie zastanawiał. Strzelił na bramkę, omijając łódzkiego bramkarza. Gorąco zrobiło się jeszcze na chwilę w końcówce. Zagłębie, po czerwonej kartce dla Chodyny, musiało kończyć mecz w dziesięciu, co dało łodzianom trochę przestrzeni. Poczynali sobie śmielej i jeden z napastników został faulowany tuż przed polem karnym. Rzut wolny egzekwował Hoti. Interweniował jednak bramkarz Zagłębia. Na szczęście w pogotowiu był debiutujący Iwańczyk, który zdobył dla łodzian honorową bramkę.
Zagłębie Lubin — ŁKS Łódź 2:1 (1:0)
Bramki:
D. Kurminowski (7’)
M. Grzybek (58’)
A. Iwańczyk (94’)
ŁKS:
A. Bobek - K. Dankowski, R. Mammadov, L. Guelen, A. Tutyskinas, B. Szeliga, A. Louveau (67’ O. Koprowski), D. Ramirez (73’ A. Iwańczyk), Pirulo (85’ E. Hoti), P. Głowacki (67’ A. Młynarczyk), P. Janczukowicz (46’ K. Tejan)
