Jak można było się spodziewać, ŁKS od początku narzucił swój styl gry. Przez większość czasu łodzianie utrzymywali się przy piłce i starali się budować ataki pozycyjne. Mocno wycofana Sandecja czekała na okazje do kontry. Ta taktyka okazała się okrutnie skuteczna. W 11. min. gospodarze wywalczyli rzut wolny bardzo blisko pola karnego łodzian. Walski dośrodkował, a Boczek mocno strzelił w stronę bramki. Piłka odbiła się od głowy Szeligi i tym samym zmyliła bramkarza, wpadając do siatki. Sandecja sensacyjnie objęła prowadzenie, a łodzianie nie mogli już grać tak swobodnie. Co więcej! Sandecja poczynała sobie coraz śmielej i o wiele częściej zapuszczała się na połowę przyjezdnych. Ełkaesiacy z kolei nie mieli pomysłu na pokonanie nowosądeckiej defensywy. W 41. min. Dąbrowski po dośrodkowaniu z rzutu wolnego trafił do bramki, ale wcześniej sędzia odgwizdał przewinienie i gol nie został uznany.
Głową w mur
Poważna rozmowa w szatni nie była skuteczna. Druga połowa od początku przypominała bicie głową w mur. Mało dokładnie budowane akcje ŁKS nie przynosiły efektu. W 56 min. Pirulo mógł wyrównać, strzelając z dystansu, ale bramkarz gospodarzy był czujny. Trzy minuty później Jurić miał okazję strzelić głową po rzucie rożnym, ale znów piłka trafiła prosto w bramkarza. Im bliżej było końcowego gwizdka, tym gospodarzom trudniej było utrzymać się przy piłce. Łodzianie nie odpuszczali. Nic jednak z tego nie wynikało. Przegrana stała się faktem, a ŁKS stracił punkty na ostatniej prostej.
Sandecja Nowy Sącz - ŁKS Łódź 1:0
Szeliga (12’ BS)
ŁKS: Bobek – Dankowski (80’ Nowacki), Dąbrowski, Marciniak, Spremo, Trąbka (85’ Kort), Kowalczyk (69’ Śliwa), Mokrzycki, Pirulo, Szeliga (80’ Wszołek), Janczukowicz (46’ Jurić)