Do miejskich legend przeszły już liczne pożary fabryk w dawnej Łodzi, które wybuchały najczęściej z uwagi na łatwopalne surowce stosowane w produkcji włókienniczej oraz niedoskonałe urządzenia. Często jednak były traktowane jako próba przykrycia plajty i otrzymania odszkodowania. I temu ostatniemu służyła właśnie fajerkasa, czyli ubezpieczenie od ognia. Panowało przekonanie, że fabrykanci opłacając polisę, mogli spać spokojniej i nie musieli się przejmować skutkami pożaru, a nieraz było im to nawet na rękę.
Rzecz całą najlepiej ujmuje chyba Władysław Reymont w „Ziemi obiecanej”, przekazując ustami jednego z bohaterów powieści następującą opinię:
„– No cóż, nieszczęścia chodzą i po fabrykach, i po ludziach, i po towarach, a asekuracja droga i płacić potrzeba za darmo! Jak kto ma pech, to mu i ogień zdechł...”