Mistrzowski ŁKS Łódź. O sukcesy nigdy nie jest łatwo [HISTORIA]

Historia ŁKS to bez wątpienia historia sportowej Łodzi. Jej wzlotów i upadków, jej problemów, ale też ogromnych sukcesów.

Marian Zubrzycki /Archiwum Forum
Marek Saganowski to jeden z najsłynniejszych wychowanków ŁKS
4 фото
Marian Zubrzycki /Archiwum Forum
Jan Rozmarynowski /Archiwum Forum
Jan Malec / Archiwum Forum
ДИВІТЬСЯ
ФОТО (4)

Po ostatnim bardzo nierównym sezonie kibice z pewnością mogą czuć niedosyt i żal. Ich ukochana drużyna była o włos od awansu do Ekstraklasy. Tymczasem teraz przed Rycerzami Wiosny kolejny sezon w pierwszej lidze i kolejna wielka niewiadoma. W takim momencie warto przypomnieć największe sukcesy klubu – to, jak się rodziły i to, że nie przyszły one łatwo.

Awans, puchar i mistrzostwo

Na pewno każdy kibic ŁKS wie, że klub swój pierwszy tytuł Mistrza Polski zdobył w 1958 roku – na 50-lecie swojego istnienia. Część z pewnością też pamięta, że rok wcześniej łodzianie zdobyli pierwszy, i jak na razie jedyny, Puchar Polski. Jednak niewielu pewnie sobie przypomina, że niecałe 6 lat wcześniej Rycerze Wiosny (wówczas jeszcze nimi nie byli, przydomek w ’57 nadał red. Jerzy Zmarzlik po wygranej ŁKS z Górnikiem Zabrze 5:1) musieli walczyć o awans do ówczesnej pierwszej ligi. Z kolei w 1954 roku stracili szanse na „mistrza” na pięć kolejek przed końcem sezonu, czując się oszukani, po skandalicznym meczu z Polonią Bytom, który rozpoczął serię porażek. Co ciekawe! Sam sezon ’58 również zaczął się dla ełkaesiaków nieciekawie – od trzech porażek. ŁKS przełamał się dopiero w 4. kolejce, w Sosnowcu wygrywając wysoko, bo aż 5:1. W ostatnim meczu też nie było łatwo. Podopieczni legendy klubu – Władysława Króla, mieli tylko dwa punkty przewagi nad swoimi rywalami, a mistrzowski mecz w Chorzowie z Górnikiem Zabrze zakończył się remisem bezbramkowym. Nie zmąciło to jednak radości kibiców, zarówno tych na śląskim stadionie, jak i tych, którzy witali Mistrzów Polski przed Grand Hotelem na Piotrkowskiej, nosząc ich na rękach.

Po 40 latach

Na kolejne mistrzostwo przyszło łodzianom czekać aż 40 lat (znów tytuł ozdobił okrągłą rocznicę powstania klubu). Jednak i ono nie przyszło ŁKS łatwo. Jeszcze w 1994 klub był w organizacyjnej i finansowej rozsypce, a pozbieranie układanki w całość zajęło nowemu właścicielowi, Antoniemu Ptakowi, aż 4 lata. Mimo to nawet przed startem sezonu 97/98 niewielu sądziło, że sięgnięcie po tytuł jest w ogóle możliwe. Kibice zaczęli sezon od ciosu, jaki zadał im Maciej Terlecki, który wybrał grę w Widzewie. Nowa drużyna musiała się docierać w trakcie sezonu, który nie był równy, a z początku nawet nieudany. Po rundzie jesiennej ŁKS zajmował trzecie miejsce w tabeli. Wiosna to znów wzloty i upadki. Do drużyny dołączył Tomasz Wieszczycki (który, jak się miało później okazać, zapisał się złotymi zgłoskami w historii ŁKS), ale później, w poważnym wypadku, ucierpiał najlepszy napastnik ligi Marek Saganowski. Pod znakiem zapytania stanęła nie tylko jego gra dla łodzian, ale cała kariera. Wielu uważało, że to koniec walki o najwyższy cel. Tymczasem drużyna się skonsolidowała. Świetną grę zaczął prezentować choćby Mirosław Trzeciak czy właśnie Wieszczycki, który przecież w decydującym meczu z KSZO zdobył pamiętnego gola na wagę Mistrzostwa Polski. I znów kibice mogli się cieszyć. Już nie pod Grand Hotelem, ale u siebie – przy al. Unii 2.

Przed kolejnym sezonem warto zatem pamiętać, że o sukcesy nigdy nie jest łatwo. Zwłaszcza w sporcie i zwłaszcza w futbolu. Warto też pamiętać, że po każdej burzy wychodzi słońce.

ДИВІТЬСЯ ТАКОЖ