– Zawsze lubiłam szyć, ale… nie ubrania – opowiada z uśmiechem Julita Pierzchała. – To były patchworki, obrazy z tkanin, aplikacje. Przez lata próbowałam różnych technik. Były też filcowanie i biżuteria. Przełomem okazały się przytulanki i to właśnie wokół nich powstała moja pracownia – wspomina.
Pracownię prowadzi już od dwóch dekad. Do obecnej siedziby przy ul. Przędzalnianej 51 trafiła nieco przypadkiem – wraz z rewitalizacją budynku została przeniesiona do większego lokalu. – Trzy pomieszczenia zagospodarowałam od razu: pracownia, sala warsztatowa i sklepik. Został mi jeszcze jeden pokój. Nie wiedziałam, co z nim zrobić, aż pewnego dnia jedna z klientek rzuciła: „Może muzeum lalki?”. Odpowiedziałam, że to świetny pomysł, ale... nie mam lalek – wspomina z uśmiechem Pani Julita.
Muzeum lalki
Okazało się, że brak lalek to żaden problem. Pomysł rozszedł się błyskawicznie. – W czerwcu, kilka miesięcy po tej rozmowie, otworzyłam muzeum z dwustoma lalkami. Przynosili je zupełnie obcy ludzie, co było dla mnie nieprawdopodobne – opowiada Pani Julita.
Lalki pochodzą z różnych epok, wykonane są z najróżniejszych materiałów – drewna, porcelany, tkanin, plastiku. – Musiałam nauczyć się o nich wszystkiego od zera. Gdzie powstawały oraz jak je ratować, kiedy są zniszczone – tłumaczy Pani Julita.
