– Gdy byłam dzieckiem, często jeździłam na wieś do mojej babci. Tam przyglądałam się jaszczurkom, a jako pięcio- bądź sześciolatka znalazłam w trawie zaskrońca. Wtedy zakochałam się w wężach – mówi Karolina.
Różne wzory
Jej pierwszym okazem, zalążkiem hodowli, był kupiony w Warszawie meksykański wąż królewski. Z biegiem czasu liczba osobników zaczęła się zwiększać. Teraz łodzianka ma węże zbożowe, mahoniowe, bambusowe, mandaryńskie, lancetogłowy mleczne i meksykańskie. Są także heterodony zachodnie i boiga cyanea.
– Te ostatnie to węże warunkowe jadowite. Ich zęby jadowe znajdują się z tyłu szczęki, więc musiałyby ugryźć bardzo głęboko, aby wpuścić toksynę. Nawet jeżeliby doszło do takiej sytuacji, zdrowemu człowiekowi prawdopodobnie nic by się nie stało. Najwyżej spuchłby mu palec – twierdzi Karolina.