Widzew Łódź. Daniel Myśliwiec odpowiada na pytania najbardziej nurtujące kibiców [WYWIAD]

Czy wejście do szatni Widzewa było trudne? Czy runda jesienna była udana? Czy trudno będzie zastąpić Henricha Ravasa? Między innymi na te pytania odpowiedział Daniel Myśliwiec – trener Widzewa Łódź.

Wywiad z trenerem Widzewa Łódź, Danielem Myśliwcem
Widzew Łódź. Daniel Myśliwiec odpowiada na pytania najbardziej nurtujące kibiców

Duży jest przeskok między prowadzeniem outsidera w I lidze a drużyny, na której ciąży wieczna presja w Ekstraklasie?

Stal była o dwa mecze od Ekstraklasy, więc nie wiem, czy można nazywać ją outsiderem. Ja nie odczuwam tego przeskoku w kontekście pracy trenerskiej. Różnica jest na poziomie medialnym, i to znaczna. Zainteresowanie klubem jest ogromne. Wiele osób chce wiedzieć, jak on funkcjonuje, jak się podejmuje decyzje. Oczywiście chciałbym dać każdemu więcej czasu, jednak moim priorytetem jest zadbanie o drużynę. Często jest tak, że zaczynam dzień wcześnie rano, mam sporo spotkań, podsumowań, zebrania z zarządem czy wywiady. Niby cały czas jest o piłce, ale mam mniej czasu na pracę merytoryczną. Prawdę mówiąc, obecnie mogę wykorzystać zdobytą wiedzę, a przestrzeni na rozwój jest mało. Trochę żałuję, że coraz mniej jestem trenerem, a coraz bardziej osobą, mającą w sztabie trenerów, którym może pomóc się rozwinąć.

Nie miał Pan obaw, że nie wypracuje sobie odpowiedniej pozycji w szatni?

O tym się nie myśli. Wchodzisz do szatni i robisz swoją robotę. Piłkarze czują, kto chce im pomóc, kto jest uczciwy i autentyczny, ja staram się być taką osobą. Daję im wskazówki, jak być lepszymi zawodnikami i jak wygrywać mecze. Oczywiście już ich decyzją jest to, czy chcą z nich skorzystać. W sumie w żadnym klubie nie miałem takich dylematów.

Jak Pan ocenia swoją dotychczasową pracę w Widzewie?

Jestem tutaj, żeby w określonym stylu zrobić określony wynik, ale na razie mnie on nie zadowala. Założyłem, że w sytuacji w której rozpocząłem pracę z drużyną, mamy zdobywać minimum 1,5 punktu na mecz. Teraz jest około 1,25, czyli zdecydowanie za nisko. Oczywiście duży wpływ na to miały trzy porażki z rzędu na koniec rundy. Pozytywem jest jednak zawsze wypracowana tożsamość drużyny, którą już jasno widać na boisku. Widać jak chcemy budować akcje i jak pracować w defensywie. Teraz jest czas na podjęcie mądrych decyzji i wyciągnięcie wniosków, które doprowadzą nas do większej liczby punktów.

Czego zabrakło drużynie, żeby w tym bilansie punktów 1,25 zamienić na 1,5 lub więcej?

Jest wiele elementów, które mają wpływ na wynik. Mieliśmy dostępne różne boiska treningowe, w innych warunkach rozgrywaliśmy mecze. Chcę wyraźnie podkreślić, że nie przez to przegrywaliśmy, ale to wpływało na tempo podejmowania naszych decyzji. Nasz styl opiera się na byciu proaktywnym. Puszcza, Radomiak czy nawet Pogoń to wykorzystały, czekając na naszą inicjatywę, przez co popełniliśmy więcej błędów od nich. Dzięki temu zdefiniowaliśmy, nad czym powinniśmy pracować, czyli np. jak „rozmontować” niski blok defensywny przeciwnika. Nie szukamy tłumaczeń w jakości murawy, nie szukamy okoliczności łagodzących – szukamy rozwiązań. Teraz mamy czas, aby je wdrożyć i dzięki temu wygrywać mecze.

W Widzewie wiosny zazwyczaj wyglądały bardzo słabo, niektórzy mówią o klątwie. Ma Pan receptę na zmianę tej sytuacji?

No w takim razie musimy znaleźć czarownicę, która rzuciła ten urok! Mówiąc już zupełnie serio, na tym polega moja praca, aby drużyna się rozwijała. Wiem, że jesienią w Widzewie punktowanie nie było optymalne. Często przewijał się temat treningów i boisk, jednak ja nie chcę go podejmować. Głęboko wierzę, że każdy robi wszystko, żeby można było jak najlepiej się przygotować. Plany budowy ośrodka pokazują, że jest tego świadomość. My jako piłkarze i sztab musimy być konsekwentni w swoich działaniach, rozwijać zespół, wówczas wyniki powinny być lepsze, także wiosną.

W porównaniu do poprzedniego trenera znacznie zmienił Pan podejście do jawności treningów i sparingów. Nie boi się Pan podglądactwa?

Nie lubię porównywania do innych, więc powiem tylko, jakie mam podejście. Jesteśmy w klubie, który ma ogromną liczbę kibiców i nie chcę im zabierać czegoś, czego im brakuje – kontaktu z drużyną. Mecz trwa jedynie 90 minut, więc szukają go także poza meczami. Fani kupują gadżety, karnety i nie ma nic piękniejszego niż bezpośredni kontakt z idolami z boiska. Chcę być otwarty, bo wiem, że radość z sukcesu jest niczym, jeśli nie jest dzielona. Fajnie jeśli kibice widzą, jak zawodnicy mocno pracują na treningach, jak przełamują swoje bariery. Jeżeli przez to przeciwnik będzie widział więcej, to nie znaczy, że nas pokona. Chcemy, żeby każdy wiedział jak gramy, ale być mimo to zdolnym jego pokonania.

Wydaje się, że po poprzednim trenerze zastał Pan zespół nieco rozbity psychicznie. Udało się to scalić?

Z mojej perspektywy energia była bardzo dobra, chociaż w szatni bywało bardzo milcząco. Piłkarze nie mieli odruchu odpowiadania nawet na bardzo proste pytania. Było to dla mnie dziwne, szczególnie mając na uwadze to jak prowadziłem poprzednie drużyny, gdzie zawsze pojawiała się przestrzeń do dialogu. W pewnym momencie widać było, że szliśmy w bardzo dobrym kierunku, czuliśmy dobrą energię. Pod koniec ogień nieco przygasł. Pojawiło się zmęczenie, nie czułem takiego poświęcenia jak na początku, a w naszej filozofii kolektyw jest kluczowy. Rozumiem jednak, że sporo się wydarzyło. Zmiana trenera, filozofii gry, przyzwyczajeń, wymagań. To wszystko „kosztuje”.

Po nieudanym transferze Boatenga wiemy, że szukacie pomocnika, a które pozycje chce Pan jeszcze wzmocnić?

Jeżeli mamy walczyć o coś i się rozwijać, musimy dobrze dobierać ludzi. Widzew potrzebuje wzmocnień, ale takich, które nie będą budzić wątpliwości. Jeżeli mamy kogoś sprowadzić tylko dlatego, żeby pokazać, że robimy transfery, to popełnimy błąd. Musimy być przekonani. Ja chcę w drużynie ludzi – zarówno piłkarzy, jak i członków sztabu – którzy wspólnie będą budować określoną kulturę. Być tu, żeby dać wiele drużynie, a nie tylko z niej czerpać.

Trudno będzie zastąpić Henricha Ravasa? Jest dość krótka lista bramkarzy dobrze grających nogami.

Myślę, że nie aż tak krótka jak może się wydawać. Szukamy takiego zawodnika, który będzie umiał reagować adekwatnie do sytuacji na boisku. Takie kryterium jest na każdej pozycji, tak chcemy, żeby było w przypadku bramkarza. Chciałbym mieć takiego drugiego Heńka. Być może jest on już w klubie.

ДИВІТЬСЯ ТАКОЖ