– To znany adres w mieście, tu ludzie chętnie zaglądają. W poprzedniej lokalizacji byliśmy bardziej na uboczu, tutaj – w samym środku najchętniej odwiedzanego odcinka „Pietryny” – wyjaśnia przeprowadzkę menedżer lokalu, Aleksander Bajerski.
Food Art w lokalu pierwszej Gastromachiny
Food Art rozgościł się w pomieszczeniach, które na pewno dobrze pamiętają burgerożercy – w tych samych ścianach funkcjonowała kiedyś pierwsza stacjonarna Gastromachina. A ponieważ Food Art ma w karcie m.in. burgery, można powiedzieć, że do pewnego stopnia historia tego miejsca zatoczyła koło. Aczkolwiek nie całkiem. Atutem Food Artu od początku jego istnienia był przede wszystkim nowoczesny street food azjatycki. To się nie zmieniło, choć ster w kuchni przejął nowy chef, Damian Brustman, który wprowadził w karcie kilka zmian. Ulubione pozycje oczywiście ocalały. Nadal można zajadać się zupą pho, bułeczkami bao w trzech wydaniach, kurczakiem teriyaki, skrzydełkami w glazurze czy chāshū w towarzystwie gnocchi z batata i innymi specjalnościami lokalu. Nowością są fantazyjne hot dogi z azjatyckim twistem: z żeberkiem i sosem hoisin, z kiełbaską z krewetek i chorizo, jak również w wersji wegańskiej).
– Z kuchni azjatycko-europejskiej skręcamy bardziej w kierunku Azji – mówi chef Damian Brustman. – Hot dogi są eksperymentem, bo zauważyliśmy, że nie ma ich właściwie nigdzie w lokalach. Zobaczymy, czy się przyjmą w takiej postaci. Cóż, lubimy bawić się jedzeniem. Dewizą lokalu wciąż pozostaje „fun dining”.