Ani Widzewowi Łódź, ani Górnikowi Zabrze europejskie puchary nie grożą. Odległość od strefy spadkowej jest dość bezpieczna, więc oba kluby w zasadzie nie grają o nic. I tak właśnie wyglądało pierwsze 15 minut tego spotkania. Poza jedną okazją łodzian z początkowych minut, ciężko było szukać czegoś ciekawego na boisku. Widzew prowadził grę, ale był na tyle uprzejmy, że w to niedzielne popołudnie niezbyt nękał obrońców Górnika. Wszyscy zgromadzeni na stadionie i przed odbiornikami z nieskrywaną ulgą przyjęli gwizdek arbitra zapraszający na przerwę, jednocześnie licząc, że po zmianie stron zacznie się dziać.
Bez zmian
Nic takiego nie miało miejsca. Żeljko Sopić próbował rozruszać swój zespół wprowadzając na boisko Jakuba Sypka, ale była to zwykła kosmetyka. Jedyną ciekawą akcją był niecelny strzał Lubomira Tupty – a to wiele mówi o poziomie „widowiska”. Ci, którzy liczyli, że wraz ze zmęczeniem na boisku pojawi się nieco więcej miejsca i w końcu piłkarze zaczną stwarzać akcje, musieli się srogo rozczarować. Żadna z drużyn nie kwapiła się do podjęcia jakiegolwiek ryzyka. Jeżeli już jakimś cudem pojawiła się sytuacja podbramkowa, była spektakularnie marnowana. Piłkarze dobrnęli do końca meczu remisując 0:0 i nie dając kibicom nawet sekundy radości.
Górnik Zabrze - Widzew Łódź 0:0
Gikiewicz – Krajewski, Ibiza (66’ Volanakis) Żyro, Kozlovsky, Czyż, Hanousek (74’ Nunes), Shehu – Alvarez, Cybulski (46; Sypek) – Tupta (85’ Sobol)