Pogotowie florystyczne. Aneta Zduńczyk z kwiaciarni LaFlor na kwiatach zna się, jak nikt

Jej przygoda z kwiatami rozpoczęła się 10 lat temu. Od tego czasu Aneta Zduńczyk systematycznie zdobywa wiedzę na temat roślin. Kocha swoją pracę i nie zamierza jej zmieniać.

fot. ŁÓDŹ.PL
Aneta Zduńczyk prowadzi kwiaciarnię LaFlor przy ul. Ciołkowskiego
11 zdjęć
fot. ŁÓDŹ.PL
fot. ŁÓDŹ.PL
fot. ŁÓDŹ.PL
fot. ŁÓDŹ.PL
fot. ŁÓDŹ.PL
ZOBACZ
ZDJĘCIA (11)

Aneta Zduńczyk od zawsze lubiła kwiaty, ale zawodowo zaczęła się nimi zajmować dopiero w 2012 r. – Na przestrzeni lat prowadziłam własne kwiaciarnie w różnych miejscach Łodzi, pracowałam u innych osób, a nawet sprzedawałam kwiaty przed cmentarzem – mówi łodzianka.

Rodzinny interes

Kwiaciarnię LaFlor przy ul. Ciołkowskiego ma dopiero od lutego 2022 r. Prowadzi ją ze swoim 23-letnim synem, Adrianem, który – podobnie jak ona – kocha rośliny. We dwójkę tworzą zgrany zespół.  – On jest spokojny, ułożony, perfekcyjny, woli kwiaty doniczkowe. A ja jestem roztrzepana, rozgadana i preferuję te cięte. Razem się dopełniamy i tworzymy mieszankę wybuchową – dodaje ze śmiechem Aneta Zduńczyk.

Kwiaty są jej pasją, która daje spokój i wyciszenie. Nie potrafi sobie wyobrazić bez nich życia. – Gdy tylko przychodzę do pracy, witam się z nimi, a przy wyjściu – żegnam. Niektórym nawet nadałam imiona – przyznaje florystka.    

Praca w kwiaciarni nie jest prosta

Aneta nie skończyła żadnej szkoły florystycznej, przez cały czas kształci się sama. Ogląda w internecie różne filmiki i poznaje nowości, bez których nie dałoby się prowadzić tego biznesu. W planach ma zrobienie kursów, ale na razie brakuje jej na to czasu. Prawie codziennie wstaje o 5:00 i jedzie na giełdę. Kupuje kwiaty i oporządza je tuż po przyjeździe do pracy. Zmienia również wodę w wazonach, które wcześniej myje i dezynfekuje. 

W tygodniu wraca do domu o godz. 19:00. Swoje mieszkanie traktuje jak hotel, do którego przychodzi tylko spać. Pracuje w weekendy i jest zajęta prawie przez cały rok. W lutym szykuje kwiaty na walentynki, później na Dzień Kobiet, Wielkanoc oraz komunie. Następnie na Wszystkich Świętych i Boże Narodzenie. Tylko w styczniu i w wakacje ma odrobinę wytchnienia. 

– Zdarzają się dni, w których przychodzi do mnie tak dużo ludzi, że nie jestem w stanie nawet usiąść i zjeść śniadania – przyznaje Aneta Zduńczyk.  

Oprócz sprzedawania kwiatów, robi bukiety oraz dekoruje sale bankietowe. Jest prawie jak lekarz – udziela innym porad i stara się leczyć chore rośliny. – Podpowiadam klientom, jak powinni obchodzić się ze swoimi kwiatami i jak pomóc tym, które są na skraju wytrzymałości – mówi florystka.

W tym biznesie najważniejsza jest gruntowna wiedza. Trzeba zdawać sobie sprawę z tego, jak często podlewać poszczególne gatunki i jaką dobierać do nich ziemię. Należy także mieć świadomość, które rośliny mogą być toksyczne dla psów i kotów. – Niebezpieczne dla czworonogów są m.in. bluszcze i difenbachia – podkreśla Aneta.   

Kwiaty za kilkaset złotych

Kwiaciarnie to miejsca szczególne. Wiele osób przychodzi do nich wyłącznie po to, aby nacieszyć oko i odpocząć psychicznie. – Niektórzy chcą ze mną tylko porozmawiać i nic nie kupują. Obok jest Centrum Onkologii, więc tym bardziej ludzie szukają tu wsparcia – dodaje florystka.

Aneta Zduńczyk nie lubi nudy i utartych schematów, dlatego oprócz standardowych róż, goździków, fikusów i aloesów ma również lasy w szkle i rośliny doniczkowe po 650–700 zł. – Philodendron „White Princess” i Monstera Variegata są przykładami kwiatów z wariegacją. To swego rodzaju modyfikacje o przebarwionych na biało liściach. Ludzie się dziwią, że są takie drogie, ale to rzadkie okazy. Trzeba je odpowiednio doświetlać lampami, bo przez brak doświetlenia ich liście ciemnieją – podkreśla Aneta.

Nietypowe zamówienia

W pracy w kwiaciarni zdarzają się także zaskakujące momenty. – Kiedyś przygotowałam na ślub młodej pary kompozycję z czarnych kalii. Twierdzili, że chcą taką, bo panna młoda miała czarną suknię. Zdarzyło się również, że jeden mężczyzna kupił wieniec pogrzebowy dla swojej matki, która wciąż żyła – dodaje florystka.

Łodzianka w swojej pracy ma na uwadze środowisko, dlatego nie przepada za sztucznymi kwiatami. Uważa, że zaśmiecają planetę i stara się od nich odchodzić. Preferuje naturę i lubi robić kompozycje z suszu. Nie używa w ogóle folii – tylko papier. Zrezygnowała także z krepy. 

– Kwiaciarze muszą iść z duchem czasu. Teraz są nowe trendy, a stare powinny już iść w zapomnienie – dodaje łodzianka.

ZOBACZ TAKŻE