Strzyże podopiecznych Domu Pomocy Społecznej. „Łza czasem poleci, ale trzeba tego unikać" [WYWIAD]

Nie wszyscy bohaterowie noszą peleryny. Czasem, żeby pomagać innym w potrzebie, wystarczy zwykła para nożyczek.

mężczyzna w średnim wieku
Łukasz Urbaniak dostał medal m.in. za bycie fryzjerem dla podopiecznych DPS
3 zdjęcia
mężczyzna w średnim wieku
mężczyzna w średnim wieku
ZOBACZ
ZDJĘCIA (3)

Łódź świętuje swoje 600-lecie, nagradzając medalami zasłużonych dla rozwoju i promocji miasta mieszkańców. Prezentujemy sylwetki niektórych laureatek i laureatów. Jednym z nich jest Łukasz Urbaniak, który nominację dostał za opiekę nad pacjentami Domu Pomocy Społecznej. Pan Łukasz między innymi został ich… fryzjerem!

Ilu ma pan teraz „klientów” w DPS na usługi fryzjerskie i jak to się w ogóle zaczęło?

Łukasz Urbaniak: Strzygę około 200 pacjentów, a zaczęło się od standardowych obowiązków – sprzątania sal, mycia, zmiany pościeli, opieki nad podopiecznymi, podawania posiłków, karmienia, gdy ktoś sam nie może jeść. Na pewnym etapie doszło i strzyżenie. Ale są i obowiązki „miękkie” – rozmowa z pacjentami, szczególnie z samotnymi. Robię też czasem dla nich małe zakupy, podaję herbatę. To praca składająca się z bardzo wielu zadań. 

Nawet nie pytam CZY to ciężka praca, lepiej od razu spytać: JAK ciężka?

Psychicznie – bardzo ciężka. Szczególnie jak człowiek patrzy się na bardzo chorych pacjentów, widzi ich śmierć. Przecież to często są ludzie, z którymi spędzamy dziennie 8–12 godzin, zależy od dyżuru. W dodatku niektórzy podopieczni są „ciężkimi charakterami” – krzyczą, obrażają, więc człowiek musi potem znaleźć czas dla siebie i relaks, ale gdzieś to jest w człowieku w głębi, że i tak tam idzie do tej pracy, i tak tym ludziom chce pomóc. Poza tym ja swoich pacjentów lubię wszystkich, nie rozgraniczam. Nawet tych nieco niemiłych, bo to są moi pacjenci i człowiek się do każdego z nich przywiązuje.

Płacze pan czasem?

Staram się nie, ale czasem mi się zdarza. Ostatnio zmarł młody mężczyzna, z ciężką chorobą, zatrzymywał się u niego układ oddechowy. Inny, starszy pacjent zmarł blisko świąt, to też wtedy „rusza” człowieka. W takich momentach gdzieś tam łezka w oku się zakręci. Staram się jednak takich myśli mieć jak najmniej, bo gdyby człowiek cały czas je przeżywał, to nie wytrzymałby psychicznie w tej pracy.

Ale są też i dobre momenty? Praca to też na przykład rozmowa z pacjentem, wspomniał pan o tym.

Tak, mam dużo pacjentów, z którymi lubię pogadać, ale moja praca polega na ciągłym bieganiu i na rozmowy czasu jest niestety najmniej, zazwyczaj już wieczorem, gdy większość obowiązków jest za nami. A podopieczni bardzo chcą, żeby z nimi porozmawiać. Jak widzą, że nie mam czasu, to proszą, żeby chociaż poprawić poduszkę, podać czekoladkę z szafki. To są takie zatrzymywania specjalne, bo chcą, żeby człowiek był z nimi trochę dłużej. 

Medal na 600-lecie Łodzi był zaskoczeniem?

Zastanawiałem się bardzo nad tym medalem, bo niektórzy pracują dłużej ode mnie, ale cieszy mnie to wyróżnienie, bo ta praca to spore poświęcenie, nawet części prywatnego życia. Nie oczekiwałem oczywiście żadnej wdzięczności za to, to w końcu praca, ale skoro zobaczył to ktoś z boku, to jest to przesympatyczne i miłe.

ZOBACZ TAKŻE