Budowlane wyraźnie chciały pokazać, że ostatnia zaskakująca porażka ze Stalą Mielec była jedynie wypadkiem przy pracy. Gospodynie bardzo mocno weszły w mecz. To był nokaut. W zasadzie od razu wyszły na prowadzenie i tylko je powiększały. Wystarczyło dosłownie kilka chwil, żeby przewaga urosła do 12 punktów (16:4)! Kaliszanki były rozbite. Myliły się w obronie i popełniały sporo błędów. Ostatecznie pierwszy set zakończył się całkowitą deklasacją MKS-u 25:7!
To, co wydarzyło się na parkiecie, było całkowicie niezrozumiałe. MKS to przecież 8. drużyna w lidze, z dużymi ambicjami. W zeszłym sezonie reprezentowała Polskę w europejskich pucharach. Wiadome zatem było, że w kolejnych odsłonach meczu nie będzie już tak łatwo. I rzeczywiście. Drugi set był nieco bardziej wyrównany. Choć zdawało się, że łodzianki mają go pod kontrolą. Utrzymywały niewielkie prowadzenie. Dobrze atakowała Ana Bjelica, która chyba kryzys z poprzednich meczów ma już za sobą. Wtórowała jej Mitrović. W efekcie zespół Budowlanych zapisał kolejnego seta na swoje konto.
A w trzecim secie mieliśmy już prawdziwy popis skuteczności łodzianek. Praktycznie w każdym elemencie gry. Od ataku po obronę. Zdarzały się oczywiście pomyłki, na przykład przy zagrywce, ale nie wpływały one na całokształt gry. Budowlani trzymali dystans do przeciwniczek. Bjelice i Mitrović starała się gonić w atakach MacKenzie May. Ten wyścig sprawił, że ostatnia partia znów zakończyła się wysoką wygraną łodzianek.
Grot Budowlani Łódź — MKS Kalisz 3:0 (25:7, 25:19, 25:16)