Jedyna taka manufaktura w Łodzi – wytwórnia szczotek i pędzli przy ul. Więckowskiego

„Wytwórnia szczotek i pędzli z naturalnego włosia” – głosi napis na szyldzie przy ulicy Więckowskiego 1. To jedyne takie miejsce w Łodzi, bo tylko tutaj mistrzyni szczotkarstwa Zofia Filipowicz ręcznie produkuje szczotki i pędzle.

fot. ŁÓDŹ.PL
Ostatnia manufaktura szczotek w Łodzi
8 zdjęć
fot. ŁÓDŹ.PL
fot. ŁÓDŹ.PL
fot. ŁÓDŹ.PL
fot. ŁÓDŹ.PL
fot. ŁÓDŹ.PL
ZOBACZ
ZDJĘCIA (8)

W latach 70. i 80. w Łodzi było 13 zakładów szczotkarskich. Dziś został jeden. Przed latami 90. zakład prężnie działał, maszyny furkotały, odbywała się tutaj regularna, produkcyjna praca, a Zofia Filipowicz zatrudniała w najlepszych momentach nawet do 12 pracowników. Zakład produkował dziesiątki tysięcy sztuk najróżniejszych wyrobów szczotkarskich i sprzedawał je hurtowo. 

– Kiedy na początku lat 90. wszystkie takie zakłady zaczęły upadać, ja postanowiłam się przebranżowić. Zauważyłam w pewnym momencie niszę, bo zalała nas fala chińskich wyrobów – tanich, kolorowych, plastikowych, ale nie było szczotek ręcznej roboty, z prawdziwym włosiem. Musiałam zwolnić pracowników, zmniejszyć asortyment, ale zakład utrzymałam – wspomina Zofia Filipowicz.

Dziś przy ul. Więckowskiego 1 można kupić szczotki do włosów – dla dorosłych, dla dzieci, pędzle do golenia, szczotki do zamiatania czy pędzelki do malowania. Wszystko to wytwarza szczotkarka własnoręcznie . Dlatego w tej pracy trzeba mieć zarówno zdolności manualne, jak i dużo cierpliwości. 

Ręczna robota

Wykonanie jednej szczotki zajmuje Zofii Filipowicz około 2 godzin. Drewniane elementy szczotkarka kupuje od stolarza. Drewno musi być liściaste, konkretne gatunki nadają się na konkretny rodzaj szczotki. Na przykład w szczotkach do włosów stosowana jest brzoza. Drewno jest sezonowane przez rok lub dwa, musi dokładnie wyschnąć, żeby potem, już po zrobieniu szczotki, nie pękało i nie skręcało się.

– Do przygotowania takich oprawek też potrzeba wysokiej klasy fachowca. Ja je kupuję od stolarza z Warszawy, to jest jeden, jedyny stolarz, który się na tym zna. W oprawkach ręcznie wierci też dziury, w które potem wkładane jest włosie. I na przykład w takiej klasycznej szczotce do włosów tych dziur jest aż 200 – opowiada Zofia.

Detal ma znaczenie

Do drewnianej oprawki mistrzyni szczotkarstwa ręcznie wkłada włosie. Do szczotek do włosów – szczecinę z dzika, do szczotek dla niemowląt – sierść kozy, włosie końskie nadaje się do pędzli. – Ono różni się od siebie twardością, sprężystością, ale też tym, w jaki sposób zachowuje się w zetknięciu z wodą czy np. farbą w przypadku pędzli malarskich. To wszystko ma znaczenie i od tego zależy, jakie włosie do jakiego rodzaju szczotek się wkłada – tłumaczy szczotkarka. 

Ważna jest także długość włosia i jego ilość w każdej z dziurek. – Nie może być ich za mało, bo będą wypadać przy czesaniu, włosie musi być też odpowiednio układane, żeby potem szczotka wchodziła we włosy – zdradza ekspertka.

Po ułożeniu włosia szczotkę jeszcze trzeba kilkukrotnie polakierować i zeszlifować. Kiedy wyschnie, można ją sprzedać klientowi. 

W dzisiejszych czasach zakład odwiedza dziennie trzech–czterech klientów. Kupują jedną, czasem dwie szczotki. Najczęściej są to ci, co już kiedyś szczotkę u Zofii Filipowicz kupili. Wracają po 8,10, czasem 15 latach!

– Przychodzą i mówią, że nie przychodzili tyle lat, bo cały czas mieli tę poprzednią szczotkę ode mnie. Po 15 latach to i taka ma prawo się zużyć – przyznaje Zofia Filipowicz.

Pomimo że dziś klientów jest jak na lekarstwo, to mistrzyni szczotkarstwa przyjeżdża do zakładu codziennie. Czytelników także zachęcamy do odwiedzenia adresu Więckowskiego 1. Takie miejsca jak to nie wyglądają jak współczesne sklepy. Pomiędzy nogami przejdzie mruczący kot, a na półkach można znaleźć wyroby, które produkowane są w taki sam sposób jak w XIX wieku.

ZOBACZ TAKŻE