Wczasy w PRL. Jak łodzianie wtedy wypoczywali? Wycieczki nie dla każdego

Podobno bez pracy nie ma kołaczy – w przemysłowej Łodzi bez pracy nie było też wczasów, a w każdym razie było o nie dość trudno. Jak odpoczywaliśmy w czasach PRL?

wczasy lodz prl
Arturówek na starej pocztówce
8 zdjęć
wczasy lodz prl
wczasy lodz prl
wczasy lodz prl
wczasy lodz prl
wczasy lodz prl
ZOBACZ
ZDJĘCIA (8)

Mniej więcej w latach 60. XX w. rozwinęły się zorganizowane wycieczki do demoludów, czyli krajów bloku wschodniego. Wyjazdy indywidualne były praktycznie niemożliwe, a na grupowe wymagano paszportu, który zaraz po powrocie trzeba było zwrócić w komendzie Milicji Obywatelskiej. 

Dokąd mogli jeździć łodzianie? W 1973 r. „Dziennik Łódzki” informował o kilkudniowych wycieczkach m.in. do ZSRR, NRD, Czechosłowacji. „Możliwości wyjazdu są większe, ponieważ Orbis proponuje wycieczki krótkie i niezbyt drogie” – pisano w artykule. 

Jeździliśmy do kurortów na Krymie, leżeliśmy na plażach Bułgarii, przechadzaliśmy się po uliczkach Pragi. Poza wspomnianym Orbisem woziły nas Turysta, Gromada czy Sport Tourist, a także Juventur, który w 1973 r. planował zabrać za granicę ponad 3 tys. młodych ludzi. Dziennikarz „DŁ” zauważał tu jednak pewien problem: „W tym roku bowiem, zwłaszcza do Egiptu, Tunezji, Libanu i Syrii wyjeżdżały grupy niewiele mające wspólnego z młodzieżą. Wiek uczestników grubo przekraczał 30 lat”. Rozwiązaniem miało być szersze korzystanie z dofinansowania do wyjazdów „młodych przodowników pracy”. 

Jeżdżono oczywiście nie tylko w celach wypoczynkowych. Razem z wycieczkowiczami poza granice wędrowały spirytus czy papierosy. Wracano ze złotem, butami czy jedzeniem. Z biegiem lat pojawiało się coraz więcej ofert wyjazdów do krajów kapitalistycznych. W 1979 r. Orbis miał przewieźć 190 tys. obywateli, z czego aż 79 tys. osób do Związku Radzieckiego. Ale już 11 tys. miejsc było do zdobycia na wyjazdy do Hiszpanii, Grecji czy Włoch.

A może z pracy?

Kto nie miał szczęścia do zagranicznych wojaży, mógł szukać szczęścia w kraju. Zakłady przemysłowe budowały swoje ośrodki wypoczynkowe. W połowie lat 70. ich liczba dochodziła już do półtorej setki. Choćby łódzki Uniontex miał taki w nadmorskim Dźwirzynie, jednak mimo że mógł on przyjąć ok. 250 pracowników, miejsc było w nim zdecydowanie za mało, by spełnić potrzeby wszystkich chętnych. 

Łodzianom pozostawała więc… Łódź. Choć miasto nie mogło pochwalić się większymi rzekami czy jeziorami, wykorzystywano to, co było. Ośrodek Sportów Wodnych w Rudzie, pole kempingowe w Arturówku, basen na Stawach Jana – rozwój miejsc wypoczynkowych był w latach 70. XX w. wyraźny. Tłumy ciągnęły też do parku na Zdrowiu, gdzie powstał lunapark. W 1976 r. do grona atrakcji dołączyło kąpielisko Fala – tęsknota za wodą była w Łodzi aż nadto wyraźna. Kto mógł, wypoczywał też na działce. Tych pod koniec wspomnianej dekady było w mieście ponad 10 tys.!

SONDA

Czy korzystałeś/łaś kiedyś z uroków lata w którymś z łódzkich ośrodków wypoczynkowych?

Błąd połączenia

Budowa i rozkwit ośrodków wypoczynkowych miały też ciemniejszą stronę. W 1969 r. dziennikarz „DŁ” apelował wręcz o większy nadzór ze strony MO i „ostrą interwencję w wypadkach wandalizmu”. Problemem było także samo wezwanie odpowiednich służb – ośrodek w Arturówku nie miał jeszcze własnego telefonu, z kolei na Młynku aparat był… od 10 dni nieczynny, a kolejne interwencje w tej sprawie jakoś nie mogły skłonić włodarzy do jego naprawy.

Pół wieku później po złotej erze łódzkich ośrodków wypoczynkowych pozostało już tylko wspomnienie. Przestaliśmy też gromadnie jeździć na wczasy zakładowe. Wyjazd na wczasy – czy ogólnie: organizacja czasu wolnego – stał się sprawą indywidualną. Jedno się nie zmieniło: wciąż odczuwamy tęsknotę za wielką wodą, tyle tylko, że dziś możemy się nad nią udać bez większego problemu. Choćby z Lublinka polecimy do Włoch czy Hiszpanii. I to bez uprzedniej wizyty na komendzie.

ZOBACZ TAKŻE